Co Cię skłoniło do napisania książki? Lubisz podglądać ludzi czy może dopadła Cię nuda w pociągu?
Pomysł napisania książki zrodził się w chwili, gdy wyczytałem w prasie, że 70 procent Niemców jeszcze nigdy nie było w Polsce. Główna przyczyna: strach przed podróżą! Pomyślałem, że muszę ich uspokoić i napisać coś o moim ulubionym pociągu, którym jeżdżę od 20 lat. Moim zdaniem, nie ma lepszego i bardziej bezpiecznego środka lokomocji. Podróż z Berlina do Warszawyto wręcz idealny sposób na poznanie Polski i Polaków, taki gigantyczny serial, który nieustannie pokazuje nam wiele ludzkich historii. Któregoś razu spotkałem nawet Wojciecha Fibaka i miło z nim pogawędziłem. Właśnie był w drodze do najważniejszej kobiety swojego życia – do mamy, która mieszka w Poznaniu. Poza tym uważam ten pociąg za dobry pretekst do tłumaczenia wielu różnic między Niemcami i Polakami, od drobiazgów, takich jak trzymanie widelca, po „duże sprawy” typu: jaki jest główny grzech Niemców, a jaki Polaków.
Czy Twoja książka jest pełna humoru? Czytelnik się ubawi czy raczej nauczy się czegoś?
Bardzo się starałem, żeby książka była nie tylko zabawna, ale i pożyteczna. Owszem, humoru nie dało się uniknąć, bo poznaję po drodze osobliwych podróżnych… Na przykład pewien młody Japończyk okazał się znawcą… serialu M jak miłość. Innego razu zaintrygowała mnie tajemnicza blondynka, która miała podobny kolor oczu jak Doda. Ale obok takich wspomnień czytelnicy znajdą też między innymi informacje o niemieckim systemie podatkowym, który mało kto szczegółowo zna!
Który z opisanych narodów jest według Ciebie zabawniejszy?
Z mojego punktu widzenia oczywiście bardziej zabawni są Polacy, bo zachowują się dziwniej. Żaden Niemiec nie chwyci się za guzik na widok kominiarza. Żaden Niemiec nie potrafi gadać przez bitych sześć godzin o służbie zdrowia i o swoich chorobach, wraz z kompleksowym wykładem na temat leczenia wielu innych schorzeń! A z drugiej strony nigdy się nie zdarzyło, żeby Niemiec zaproponował mi w pociągu superfajny domek letniskowy w korzystnej cenie.
Co teraz będziesz robił w warsie? Książka jest już napisana, a Ty nadal często podróżujesz EuroCity z Berlina do Warszawy.
Od kiedy wydałem tę książkę, muszę się zmuszać do nierobienia notatek. A szkoda, bo wciąż obserwuję nowe rzeczy, jak choćby nowy dworzec w Poznaniu, który mi się – niestety – bardzo nie podoba. Za to mam czasami wielką radochę, gdy widzę, że któryś z podróżnych czyta moją książkę. Wtedy spaceruję ze trzy razy tam i z powrotem przed jego oczami, żeby porównał mnie z facetem na okładce… nie, żartuję. Obciach!
Na rynku niemieckim książka „Belin-Warszawa-Express. Pociąg do Polski” trafiła na listę bestsellerów i utrzymywała się na niej prawie przez rok. Jak myślisz, czy polscy czytelnicy też ją pokochają?
Mam nadzieję, że trafi w gust Polaków, bo ogólnie lubicie czytać książki o sobie, nawet bardziej niż Niemcy. Dlaczego tak jest? Wydaje mi się, że bierze się to z waszej nieufności do…samych siebie. Polak boi się Polaka, dlatego w panice sięga po książki, które mają mu wytłumaczyć, dlaczego jego sąsiad jest taki zły. W książce nazywam to „masochizmem”. Poza tym widzę po prostu inne zalety i inne minusy niż polscy dziennikarze, którzy wytykają wam wciąż te same wady. Mówię na przykład o tym, że damsko-męska miłość jest w Polsce o wiele mniej romantyczna niż w Niemczech… ale jaką cenę Niemcy za to płacą! Inny przykład: chwalę waszą emocjonalną inteligencję, która powoduje, że nie zdarza się u was, jak w Niemczech czy w Stanach, że jakiś młody gość strzela w amoku, zabijając kilkoro dzieci. W Polsce są inne patologie, ale tej akurat nie ma. Nawet nie ma polskiego słowa, które określałoby takiego wariata – i to jest zdecydowany plus dla polskiego społeczeństwa.